"Kiedy wyeliminuje
się niemożliwe wówczas to, co zostanie, bez względu na to, jak byłoby
nieprawdopodobne, musi być prawdą".
Sir. Arhur Conan Doyle.
W dniu 5 listopada 1872r
korzystając z porannej bryzy kapitan Benjamin S. Briggs kazał podnieść żagle na
dowodzony przez niego niewielki statek handlowy „Mary Celeste”. Brygantyna o
wyporności 282 ton korzystając z porannego odpływu wypłynął z portu w Nowym
Jorku. Pod pokładem żaglowca znajdował się ładunek 1701 beczek spirytusu
przeznaczony dla odbiorców w Genui. Nie było by w tym wydarzeniu nic
nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że miesiąc później 4 grudnia ( niektóre raporty
podają 5 grudnia.*) w odległości około
600 mil morskich na zachód od Gibraltaru sternika John Johnsen pełniący służbę
na pokładzie statku "Dei Gratia" dostrzegł bezładnie dryfujący
żaglowiec.
Zdarzenie to miało
miejsce jak zanotowano w dzienniku okrętowym o godzinie 1.30 na pozycji 38°20'
szerokości północnej i 17 °15' długości zachodniej. Statek „Dei Gratia”
dowodzony przez kapitana Davida Reeda Morehouse trzy tygodnie wcześniej opuścił
Nowy Jork i z ładunkiem 1735 baryłek ropy naftowej i zmierzał do portu w
Marsylii. Kapitan Morehouse, był doświadczony żeglarzem, dlatego też od razu
dostrzegł, że coś dziwnego dzieje się z napotkanym w okolicach Azorów
żaglowcem. Gdy oba statki zbliżyły się
do siebie na odległość 400 metrów Morehousen rozpoznał w nim „Mary Celeste”
brygantynę dowodzoną przez dobrze mu znanego kapitana Benjamina S.
Briggsa. Gdy kolejne próby nawiązania
łączności nie przyniosły rezultatów kapitan Morehouse, pełen obaw o los załogi
napotkanego statku, wysłał w jego kierunku szalupę z pierwszym oficerem
Olivierem Dereau i dwoma marynarzami.
Podejrzenia kapitana, że na spotkanym żaglowcu wydarzyło się coś
dziwnego potwierdziły się, gdy oficer wraz z jednym z marynarzy wszedł na
pokład dryfującej pod podartym żaglem brygantyny. Mimo że przeszukano bardzo dokładnie
wszystkie pomieszczenia nie znaleźli na statku nikogo z ośmio osobowej załogi,
ani też żony i dwuletniej córki kapitana Briggsa.
Za namową pierwszego oficera kapitan Morehouse zgodził się obsadzić porzucony żaglowiec kilkoma marynarzami z załogi „Dei Gratia” i oba statki pożeglowały do Gibraltaru, gdzie dotarły 13 grudnia 1872 roku. Zgodnie z obowiązującym do dzisiaj zwyczajem morskim kapitan Morehouse zażądał od armatora nagrody za uratowanie statku i ładunku, których łączna wartości zgodnie z polisa ubezpieczeniowa wystawiona przez Atlantic Mutual Insurekcję Company z Newego Yorku, wynosiła 46 tysięcy dolarów. Właściciel „Mary Celeste” firma „J. H. Winchester and, Co” z Nowej Szkocji nie tylko odmówiła zapłaty, ale oskarżyła Morehouse i jego ludzi o... celowe wymordowanie załogi i zawładnięcie statkiem dla nagrody. Po takim poważnym oskarżeniu całą sprawą zainteresował się, Scotland Yard i prokurator generalny w Gibraltarze Frederick Solly Flood. Natychmiast przesłuchano wszystkich członków załogi „Dei Gratia” i sporządzano dokładny raport. Ponownie przeszukano cały żaglowiec zabezpieczając wszystkie ślady i znalezione na nim dokumenty. Zatrudniono również Johna Austina, Głównego Mierniczemu Statków w Gibraltarze, aby dokonał dokładnych oględzin kadłuba. Inspekcji podwodnej części statku na zlecenie sądu dokonał nurek Ricardo Portunato. Po skończonej inspekcji obaj eksperci przedstawili sądowi wyczerpujący raport. Nurek w swym sprawozdaniu napisał, że nie znalazł żadnych poważnych uszkodzeń pod linią wodną. Co prawda w dokumencie znalazła się również informacja o "głębokim nacięciu na prawej burcie , na wysokości około 0.5 metra nad linią wodną oraz ślady zadrapań , jak gdyby statek trafił pomiędzy rozwierające się nożyce". Ale zaznaczono przy tym również że "ślady te mogły świadczyć o zderzeniu "Mary Celeste" z jakimś innym obiektem". W raporcie mierniczego znalazły się bardzo ważna informacje o braku jednej z łodzi ratunkowych i uszkodzonym nadburciu ( wyraźne ślady ostrego narzędzia) w miejscu gdzie łódź prawdopodobnie była wodowana. John Austin napisał również w raporcie "Zrobiłem dokładne badania wszystkich części statku, do których miałem dostęp, aby ustalić, czy był na nim wybuch lub pożar. Nie odkryłem najmniejszego śladu ognia ani żadnych śladów wybuchu". W konkluzji obu raportów znalazło się zdanie "Wszystkie opisane uszkodzenia w żadnym wypadku nie mogły zagrażać bezpieczeństwu statku". Nie udało się również znaleźć żadnych dowodów na to, że na pokładzie brygantyny zostało popełnione przestępstwo. Zebrane podczas dochodzenia materiały zostały następnie przekazane do dyspozycji sądu admiralskiego w Gibraltarze..
Za namową pierwszego oficera kapitan Morehouse zgodził się obsadzić porzucony żaglowiec kilkoma marynarzami z załogi „Dei Gratia” i oba statki pożeglowały do Gibraltaru, gdzie dotarły 13 grudnia 1872 roku. Zgodnie z obowiązującym do dzisiaj zwyczajem morskim kapitan Morehouse zażądał od armatora nagrody za uratowanie statku i ładunku, których łączna wartości zgodnie z polisa ubezpieczeniowa wystawiona przez Atlantic Mutual Insurekcję Company z Newego Yorku, wynosiła 46 tysięcy dolarów. Właściciel „Mary Celeste” firma „J. H. Winchester and, Co” z Nowej Szkocji nie tylko odmówiła zapłaty, ale oskarżyła Morehouse i jego ludzi o... celowe wymordowanie załogi i zawładnięcie statkiem dla nagrody. Po takim poważnym oskarżeniu całą sprawą zainteresował się, Scotland Yard i prokurator generalny w Gibraltarze Frederick Solly Flood. Natychmiast przesłuchano wszystkich członków załogi „Dei Gratia” i sporządzano dokładny raport. Ponownie przeszukano cały żaglowiec zabezpieczając wszystkie ślady i znalezione na nim dokumenty. Zatrudniono również Johna Austina, Głównego Mierniczemu Statków w Gibraltarze, aby dokonał dokładnych oględzin kadłuba. Inspekcji podwodnej części statku na zlecenie sądu dokonał nurek Ricardo Portunato. Po skończonej inspekcji obaj eksperci przedstawili sądowi wyczerpujący raport. Nurek w swym sprawozdaniu napisał, że nie znalazł żadnych poważnych uszkodzeń pod linią wodną. Co prawda w dokumencie znalazła się również informacja o "głębokim nacięciu na prawej burcie , na wysokości około 0.5 metra nad linią wodną oraz ślady zadrapań , jak gdyby statek trafił pomiędzy rozwierające się nożyce". Ale zaznaczono przy tym również że "ślady te mogły świadczyć o zderzeniu "Mary Celeste" z jakimś innym obiektem". W raporcie mierniczego znalazły się bardzo ważna informacje o braku jednej z łodzi ratunkowych i uszkodzonym nadburciu ( wyraźne ślady ostrego narzędzia) w miejscu gdzie łódź prawdopodobnie była wodowana. John Austin napisał również w raporcie "Zrobiłem dokładne badania wszystkich części statku, do których miałem dostęp, aby ustalić, czy był na nim wybuch lub pożar. Nie odkryłem najmniejszego śladu ognia ani żadnych śladów wybuchu". W konkluzji obu raportów znalazło się zdanie "Wszystkie opisane uszkodzenia w żadnym wypadku nie mogły zagrażać bezpieczeństwu statku". Nie udało się również znaleźć żadnych dowodów na to, że na pokładzie brygantyny zostało popełnione przestępstwo. Zebrane podczas dochodzenia materiały zostały następnie przekazane do dyspozycji sądu admiralskiego w Gibraltarze..
Brygantyna w europejskim porcie |
Miecz znaleziony w kabinie kapitana B.Briggsa |
Sąd nie dał
również wiary kolejnej spiskowej
teorii oszustwa na ubezpieczeniu lansowanej przez Flooda, bo z prostych wyliczeń wynikało, że
nagroda, jaką zdaniem prokuratora
miałby otrzymać Morehouse do
podziału wraz z Briggsem nie pokrywałaby
nawet w połowie wartości udziału Briggsa, który był współwłaścicielem ,,Mery Celeste”. Dowodem na to był kolejny raport tym razem sporządzony przez
stocznię , która dokonała naprawy i przebudowy żaglowca. Z dokumentu tego , wystawionego w dniu 29 października 1872 roku ,czyli na tydzień
przed wypłynięciem ,,Mary Celeste” w fatalny rejs, wynikało , że właścicielami
brygantyny były cztery osoby, w tym
kapitan Benjamin S. Briggs, który miał 33% ( $4620.00) udziału. Spiskowi
jako wersji wydarzeń zaprzeczały również
opinie, jakimi w środowisku kupców i
marynarzy cieszyli się obaj kapitanowie. Uważano ich za rzetelnych i uczciwych
ludzi o dużym morskim
doświadczeniu. Mimo kolejnego
niepowodzenia , prokurator Flood nie
zniechęcił się i wysunął przed sądem następne oskarżenie. Tym razem twierdził
że jeśli nie zrobił tego Briggs w porozumieniu z Morehouse to musiała
to zrobić załoga „Dei Gratia” . By przekonać
coraz bardziej nieufnych do
niego sędziów prokurator formalnie oskarżył
o to załogę brytyjskiego statku i zażądał dla niej
aresztu. W swojej długiej i jak mu
się wydawało ,bardzo przekonywującej
mowie oskarżycielskiej,
przedstawił jak to z zimną krwią zamordowano kapitana Briggsa , jego rodzinę i
siedmiu marynarzy z
,,Mary Celeste”. Ale i to
oskarżenie nie znalazło poparcia w żadnych zeznaniach i dowodach zgromadzonych
podczas śledztwa. Kapitanowie Morehouse
i Briggs znali się osobiście i jak twierdzą świadkowie nawet się
przyjaźnili. Żaden z członków załogi
„Dei Gratia” nigdy nie był notowany jako przestępca, a wszystkie
złożone przez nich zeznania były
zgodne i nie budziły żadnych wątpliwości. Po trzech miesiącach śledztwa
i wymyślania przez prokuratora
nowych coraz bardziej
absurdalnych teorii oraz rzucania
bezpodstawnych oszczerstw na Morehouse i
jego załogę, sąd został zmuszony ukarać nagana Flooda za
nadużycie prawa, i oczyścił kapitana i
załogę „Dei Gratia” ze wszystkich stawianych im
zarzutów. W marcu 1873 roku sąd pod przewodnictwem Sir Jamesa Cochrana w końcu musiał przyznać,
że nie był w stanie określić, dlaczego
kapitan Briggs wraz z załogą i pasażerami
porzucili "Mary Celeste". Decyzja Sądu wywołała sensację, gdyż po raz pierwszy w
historii sadownictwa Brytyjskiej
Admiralicji nie udało się znaleźć zadowalającego wyjaśnienia zaginięcia całej załogi statku. Sąd ostatecznie przyznał
nagrodę załodze „Dei Gratia” i udzielił jej pochwały za zaradność i
poświęcenie. Nagroda w wysokości 8, 300 USD została pomniejszona o koszty sądowe i wydatki związane z długotrwałym śledztwem. By dokładnie zrozumieć tą
decyzję trzeba pamiętać o tym ,
że głównym zadaniem sądu Admiralicji w
Gibraltarze było wyjaśnienie spraw
związanych z własnością statku „Mary Celeste” i roszczeń z tytułu ubezpieczenia
a nie wyjaśnienie zagadki zniknięcia załogi. Sąd Admiralicji nie zajmował
się i nie zajmuje sprawami kryminalnymi , bo to było i
jest w gestii Scotland Yardu. Policja zaś
nie znalazła żadnych śladów
przestępstwa ani nie odnaleziono żadnych ciał zaginionych pasażerów lub członków załogi**.Mimo sądowego wyroku formalnie kończącego sprawę i umorzenia śledztwa przez policje, jeszcze
przez wiele lat cztery firmy ubezpieczeniowe, trzy amerykańskie i trzy
brytyjskie agencje i wiele innych „zainteresowanych stron” powoływało szereg
różnego typu komisji, których zadaniem
było wyjaśnienia jednej z najdziwniejszych morskich zagadek. Wszystkie kolejne komisje śledcze oraz osoby prywatne
prowadzące na własną rękę dochodzenie
ujawniały coraz to inne i za każdym razem coraz dziwniejsze okoliczności
zniknięcia załogi.
* w tym czasie brak było standardowych stref czasowych.
"Mary Celeste" była
niewielką, bo długą na 103 stóp (31 metrów), 282 tonową brygantyną ( Przed
remontem 1872 wyporność "Mary Celeste" wynosiła 206 ton). Została
zbudowana w roku, 1861 jako Amazon na wyspie Spencer’s w Nowej Szkocji, Canada. Pierwszymi właścicielami "Amazon"
było ośmiu lokalnych inwestorów z konstruktorem i budowniczym statku Joshuą
Dewis i Williamem H. Bigalow na czele. "Amazon" została
zarejestrowana w porcie Parrsboro.
Pierwszy i jedyny wizerunek brygantyny z proporcem "Amazon" |
Jedyny zachowany olejny
portret statku "Amazon” został namalowany na zamówienie kapitana Johna
Nuttinga Parkera w Marsylii w listopadzie 1861 roku. Obecnie znajduje się w
Fort Beausejour Muzeum w Aulac, New Brunswick, Canada.
Na początku roku 1867
statek został wyrzucony podczas sztormu na brzeg w pobliżu Port Morien w Nowej Szkocji.
W listopadzie tego samego roku „Amazon" dotarł do Nowego Jorku gdzie
został sprzedany, podczas publicznej licytacji, jako rozbity statek wymagający
kapitalnego remontu. Wrak nabył za 1750 dolarów Richard W. Haines. Następnie
naprawił go wymieniając fragmenty uszkodzonej stępki i poszycia. Dokonał zmian
kadłuba w okolicach rufy, zainstalował nowe drzewce, olinowanie i żagle. Wszystko
razem kosztowało 8825.03 dolarów.
Haines zmienił nazwę statku z „Amazon” na „ Mary Celeste” i wpisał go za
pomocą oszustwa do amerykańskiego rejestru statków. Wielu ówczesnych armatorów
uważało, że bardziej odpowiednią dla brygantyny była by nazwa „Maryja
Diablica”, bo sprowadzała nieszczęście na każdego, kto został jej kapitanem lub
wszedł w jej posiadanie. Nie jest to
jedyny "błąd" w nazwie statku. W wielu rejestrach nazwa brygantyny
pisana jest w różny sposób. I tak „Marie Celeste” występuje, jako „Maryja
Celeste” w dokumentach, Custom House w Nowym Jorku, i zapisach Sądu Admiralicji
na Gibraltarze, jak również w listach pisanych przez kapitana Briggs i jego
żony. „Marie Celeste” pojawia się w księgach Pilotów Nowego Jorku i w listach
urzędników w Gibraltarze. Podobny błąd w
druku znajduje się w wykazie Lloyda w Londynie z dnia 25 marca 1873 roku, gdy
zgłoszono przybycie statku w Genui.
Nowy właściciel nigdy publicznie
nie wyjaśnił skąd się wzięła nazwa statku "Mary Celeste". Bez
problemów przeprowadził brygantynę przez Atlantyk i zaczął nim zarabiać na
handlu w portach śródziemnomorskich a zwłaszcza Adriatyku.
Przez kolejne lata statek pływał pod dowództwem różnych kapitanów przynosząc spore zyski swoim właścicielom. Wielokrotnie zmieniali się armatorzy statku. Ostatnia zmiana właściciela nr. 22 została dokonana 29 października 1872 r. w Nowym Jorku. Tytuł własności podzielony został na 24 udziały, które dostały się czterem partnerom w następujących proporcjach: James H. Winchester (12), kapitan Benjamin Briggs (8), Sylvester Goodwin (2), Daniel T. Sampson (2). Po tragicznym rejsie i wyroku Sadu Admiralskiego w Gibraltarze statek dopłynął do Genui gdzie został rozładowany. Po powrocie do Stanów w ciągu 12 lat 17 razy zmieniał właścicieli przez cały czas bezskutecznie oczekując w portach na ładunek.
9 sierpnia 2001, wyprawa
poprowadzona przez a Clive Cussler (reprezentując National Underwater and
Marine Agency) i kanadyjskiego producenta filmowego John Davis ogłosiła, że znaleźli
pozostałości brygantyny na Rochelois Reef w zatoce wyspy de Gonâve. Odkrycie to potwierdził archeolog morski
James P. Delgado, który zidentyfikował wrak na podstawie lokalizacji, rozmiaru
i sposobu budowy kadłuba jak i śladów ognia. Rodzaj drewna użytego do budowy
oraz jego datowanie potwierdzają zbieżność historyczną odnalezionego wraku z
„Mary Celeste”.
Ładunek „Mary Celeste”.
W Nowym Jorku na "Mary Celeste" załadowano
1701 beczek spirytusu przeznaczonych dla producentów wina we Włoszech. Gdy
znaleziono opuszczony statek na morzu stwierdzono, że jedna z beczek była w 2/3
pusta.
Podczas rozładunku „Mary Celeste” w Genui stwierdzono, że jeszcze w 9
beczkach brakuje alkoholu. Zagadka została dość ławo rozwiązana, gdy okazało się,
że puste beczki wykonane były z czerwonego dębu, pozostałe zaś zrobione zostały
z dębu białego. Czerwony Dąb jest bardziej porowaty od białego i dużo łatwiej
przecieka przez niego alkohol w formie płynnej lub w postaci oparów. Cały
ładunek 1701 baryłek alkoholu wysłany przez Meissner Ackermann, & Co, i
miał wartość około 35.000 dolarów. Wartość kadłuba statku wyceniono na 14.000
dolarów. Ładunek statku był ubezpieczony w Europie, a kadłub ubezpieczyła amerykańską firmę Mutual Insurance Atlantyk w Nowym Jorku, która istnieje do dzisiaj.
Rozładunek beczek w Genui. |
Załoga „Mary Celeste”.
KAPITAN
Benjamin Spooner Briggs
ur. 24 kwietnia 1835, w Wareham w stanie Massachusetts. Przodkowie Briggsa
wywodzili się w prostej linii od pielgrzymów przybyłych do Ameryki na
pokładzie „Mayflower”. Benjamin dzieciństwo spędził w miejscowości
Marion w domu zwanym Rose Cottage, wybudowanym przez jego ojca kapitana ,
którego rzadko widywał bo tylko
w przerwach między kolejnymi
rejsami. Podążając śladami swojego ojca i dziadka, Benjamin
już w młodości poświęcił się morskiej karierze. W 1855 roku, był jednym z 47 ludzi załogi na statku
„Hope”, dowodzonym przez jego ojca,
kapitana Nathana Briggsa. Podróż
była długa i wyjątkowa. Prowadziła bowiem
z Nowego Jorku do San Francisco, z zawinięciem do Callaoi
na Wyspy Chilijskie a
następnie ponownie wokół przylądka
„Horn” do Londynu. W ciągu kilku lat Benjamin zdobył wszystkie wymagane
uprawnienia by zostać kapitanem.
Pierwszym dowodzonym przez niego statkiem był
bryg „Sea Foam”. Od 1862 roku
dowodził trzymasztowym szkunerem „Forest King” . W 1865 objął dowodzenie nad
barkiem „Arthur”. W 1870 roku gdy bark
"Arthur" cumował w Hawanie w tawernie „Pod Błękitną Agawą” w której
zbierali się kapitanowie stojących w porcie statków, miało miejsce dziwne zdarzenie. Uczestniczył
w nim między innymi kapitan Briggs,(
więcej o tym przeczytasz w książce „Tajemnica
Brygu Warsaw” lub kliknij tutaj "Co się stało ze skarbem Inków). W 1871
Benjamin i jego brat Oliwer pod wpływem tajemniczych zdarzeń rozważali porzucenie morza i założenie sklepu
z wyrobami żelaznymi w New Bedford. Za
namową ojca, doświadczonego kapitana
zrezygnowali jednak z tego pomysłu. Oliwer w dalszym ciągu dowodził szkunerem „Forest King” a
Benjamin w 1872 stał się współwłaścicielem i kapitanem brygantyny „Mary Celeste” .
Kapitan Benjamin S. Briggs był członkiem
Loży Masońskiej Świętego Jana w Gibraltarze.
Pierwszy oficer;
Albert G. Richardson Miał
28 lat, 5 stup 8 cali (173 cm.) wzrostu, jasną cerę brązowe włosy i niebieskie
oczy. Pochodził ze Stockton Spring w Massachusetts. Rodzicami jego byli
Theodore & Elizabeth Richardson. Miał brata, który był kapitanem statku
handlowego. Był żonaty. Pensja 50 dolarów za rejs
Drugi oficer;
Andrew Gilling, lat 25,
urodził się i mieszkał w Nowym Jorku. Wzrost 5 stup i 8 cali ( 173cm). Był
żonaty. Pensją 35 dolarów za rejs.
Steward i kucharz;
Edward W. Head, lat 23
lat, urodził się i mieszkał w Nowym Jorku. Wzrost 5 stup i 8 cali (173 cm.) o
jasnej karnacji i włosach. Kapitan Winchester powiedział o nim, że"
steward był białym człowiekiem, zamieszkałym na Williamsburg, gdzie był
szanowany przez wszystkich, którzy go znali”. Był świeżo po ślubie, gdy
zaangażował się do pracy na „Mary Celeste”. Jego adres zamieszkania został
zapisany w dokumentach, jako 45 Newell Street, Greenpoint (dzielnica Brooklynu
tradycyjnie zamieszkała przez Polaków).
Jego żona miała na imię Emma J. Pensja $ 40 dolarów.
Pozostałymi członkami załogi było czterech niemieckich marynarzy wszyscy podali,
jako adres zamieszkania 19 Thames St. New York.
Gottlieb Goodschaad lat
23, wzrost 5 stup 8 cali ( 173 cm), miał jasne włosy i cerę. Pensja 30 dolarów
za rejs.
Martens Arian lat 35,
wzrost 5 stup i 8 cali ( 173 cm), miał jasne włosy i cerę. Pensja 30 dolarów za
rejs.
Boz Lorenzen lat 23, wzrost
5 stup i 9 cal ( 175 cm), miał jasne włosy i cerę. Pensja 30 dolarów za rejs.
Volkert Lorenzen lat 29, wzrost
5 stup i 9 cali ( 175 cm), miał jasne włosy i cerę. Pensja 30 dolarów za rejs.
Lista załogi "Mary
Celeste"
Wszystkie wymienione w
powyżej przedstawionym dokumencie osoby zostały zaangażowane i zapisane, jako
załoga „Mary Celeste” w dniu 4 listopada 1872 przez H. E. Jenks, zastępcę
komisarza handlowego w Nowym Jorku.
Sophia chętnie „pomagała” w pracach na pokładzie zwłaszcza podczas reperacji żagli.
|
Robotnicy portowi pracujący na 50 pirsie i załogi statków zacumowanych przy nabrzeżu Est River w Nowym Jorku długo jeszcze pamiętali mglisty poranek 5 listopada. Piękna siedemnastoletnia dziewczyna ze łzami w oczach, machała białą chusteczką na pożegnanie swojemu świeżo poślubionemu mężowi Albertowi Richardson , który był pierwszym oficerem na “Mary Celeste”. Stał z uniesioną dłonią na pokładzie odpływającego statku i wraz z żoną kapitana i ich małą córeczką machał na pożegnanie. Samotna dziewczyna jeszcze długo patrzyła na znikające w dali żagle nie wiedząc, że po raz ostatni w życiu widzi swojego męża. „Mary Celeste” jeszcze przez dwa dni kotwiczyła przy brzegu Staten Islant w oczekiwaniu na poprawę pogody. Gdy sztormowy wiatr zelżał i zmienił kierunek ponownie podniesiono żagle. Za rufą szybko oddalającego się statku, pozostał New Jork i wszyscy ci , którzy będą jeszcze przez wiele lat pamiętać o tych którzy w tajemniczy sposób zaginęli na morzu.
Brygantyna „Dei Gratia”
Brygantyna „Dei Gratia”
została wybudowana w kanadyjskim porcie Bear River w Nowej Szkocji w 1871 roku.
Nazwa brygantyny to popularne łacińskie
wyrażenia „z łaski Bożej". „Dei Gratia” została sprzedana w 1881 roku
irlandzkiemu armatorowi. Statek zerwał się z cum podczas południowo -wschodniego sztormu w dniu 27
grudnia 1907roku i wpadł na skały Black Rock, Pembrokeshire w Walii UK. Nigdy
nie udało się odnaleźć dziennika pokładowego w którym zostały zapisane wydarzenia z 5 grudnia
1872r.
Brygantyna na skałach "Black Rock" |
I oficer –Oliver Deveau
urodził się w Plympton , Digby County we wrześniu 1837 roku. W dniu kiedy
wszedł na pokład "Mary Celeste" miał 35 lat. Był doświadczonym marynarzem z długoletnim stażem
o wielkiej sile fizycznej i
nieustraszonym w działaniu . Pierwszy raz wypłynął w morze gdy miał 14
lat. Zmarł jako kapitan w wieku 76 lat. Pochowany został na cmentarzu St. Croix
w Plymton. Nigdy nie potrafił wyjaśnić tajemnicy zniknięcia załogi "Mary
Celeste".
II oficer - John Wright
sternik - John Johns , pierwszy dostrzegł opuszczony statek "Mary Celeste"
II oficer - John Wright
sternik - John Johns , pierwszy dostrzegł opuszczony statek "Mary Celeste"
Marynarze - Charles Lund i August Annderson razem z oficerem Deveau doprowadzili
znaleziony na morzu statek do Gibraltaru
Relacje świadków i dokumenty.
Dobrze widoczna jedna z łodzi ratunkowych i beczki na wodę |
Obie łodzie ratunkowe na pokładzie i rozwinięte żagle na fokmaszcie. |
Żagle fokmasztu, sztaksle i niższy topsel były postawione a reszta żagli były zwinięta, co sugerować może, że załoga była w trakcie ustawiania żagli, gdy wydarzyło się coś nieprzewidzianego. Dziwnym wydało się oficerowi Deveau, że ciężki żelazny piecyk w kambuzie służący do gotowania posiłków został przesunięty a żelazny podkład, na którym zawsze stał został oderwany od podłogi. W raporcie sądowym jest zdanie "kambuz był w złym stanie, piec przesunięty ze swojego miejsca, a naczynia kuchenne porozrzucane”. Duża beczka, w której trzymano wodę do picia, zazwyczaj sztywno przymocowana do nadbudówki, swobodnie toczyła się po pokładzie. Koło sterowe nie zostało właściwie zastopowane, co jest normalną procedurą, kiedy porzuca się statek lub ustawia się go w dryf. Były też dziwne nacięcia na pokrywie luku tam gdzie stała łódź ratunkowa. Również część barierki została porąbana tak by łódz dało szybko zwodować. Zapasy żywności i wody wystarczający na sześć miesięcy był w doskonałym stanie i nieskażone, o czym przekonali się członkowie załogi „Dei Gratia”, którzy doprowadzili „Mary Celeste”, do Gibraltaru. Na pokładzie ani w pomieszczeniach nie było żadnych śladów przemocy. Na podstawie dziennika pokładowego ustalono, że z nieznanych przyczyn kapitan Briggs zboczył o 60 mil z kursu by przepłynąć w pobliżu wyspy Santa Maria wchodzącej w skład Azorów. Z analizy zachowanych zapisów wynikało, że cała załoga musiała opuścić statek w ciągu ostatnich 9 dni, jakie upłynęły od ostatniego zapisu na podręcznej tablicy do dnia odnalezienia opuszczonej brygantyny.
W pomieszczeniu zajmowanym przez rodzinę kapitana stała otwarta fisharmonia, z rozłożonymi nutami. Wszystko to świadczyło o tym, że pasażerowie i załoga opuszczali statek w przekonaniu, że wrócą nań za chwilę. Na pokładzie znaleziono suszącą się bieliznę. W kubryku na stole niewypalone fajki i niedopitą kawę. A w kajucie kapitańskiej rozłożoną mapę i leżący na widocznym miejscu złoty zegarek. Idealny porządek, brak najmniejszych zniszczeń bądź śladów walki świadczyły o tym, że załoga porzuciła go z własnej woli. Opuszczający statek kapitan zabrał ze sobą papiery statku, sekstans i chronometr, ale pozostawil cały swój dobytek w tym w niezamkniętej szufladzie znaczną sumę pieniędzy i szkatułkę z biżuterią. Załoga również pozostawiła wszystkie swoje osobiste rzeczy z jednym drobnym wyjątkiem. Brakowało jednej marynarskiej skrzyni*. Według zeznań oficera Deveau i marynarzy, którzy z nim, weszli na pokład „ Mary Celeste” statek sprawiał wrażenie, że opuszczono go w ciągu kilku godzin przed ich przybyciem.
* Bracia Boz i Volker Lorenson mieli wspólny kuferek na rzeczy osobiste co
wyjaśniło fakt braku jednej marynarskiej skrzyni
Rekonstrukcja podróży
Na podstawie analizy faktów
i informacji zawartych w dzienniku pokładowym „Mary Celeste” wynika, że
pierwsze dwa tygodnie po opuszczeniu kotwicowiska przy Staten Island w dniu 7
listopada, upłynęły spokojnie bez specjalnych wydarzeń. Żaglowano przy silnym,
ale korzystnym wietrze pokonując około 150 mil na dobę.Bez trudu można sobie
wyobrazić pełne codziennej rutyny życie na pokładzie brygantyny. Regularne zmiany wachty, naprawa takielunku i
drobne prace konserwacyjne. Kilka sztormowych dni i silny południowo-zachodni wiatr
sprawił, że w dniu 23 listopada 1872 roku „Mary Celeste” znalazła się w
okolicach Azorów. Znamy również dokładną
pozycję statku w dniach 24 listopada Tego dnia pierwszy oficer Albert
Richardson, wpisał do dziennika 36°56’szerokości północnej i 29°20’długości zachodniej,
czyli około 227 mil morskich na zachód od wyspy Santa Maria, prędkość statku
określił na 8 węzłów. Od rana wiat przybierał
na sile. W południe, kapitan zarządził kilka dodatkowych refów na grocie oraz zwinięcie górnych żagli na fokmaszcie.
Popołudniu wiatr osiąga siłę umiarkowanego sztormu. Jeden z gwałtowniejszych
szkwałów położył statek mocno na burtę.
Ciężki żeliwny piec w kambuzie oderwał się od podłogi i zaczął się niebezpiecznie kiwać. Zamocowano go prowizorycznie, z naprawą postanowiono poczekać do czasu gdy poprawi się pogoda. Wydało się to kapitanowi dziwne bo statek przeszedł główny remont kilka tygodni temu i wszystko było w porządku .
O siódmej wieczorem, mimo zredukowanych żagli, statek zwiększa swoją prędkość do dziewięciu węzłów. Sztorm rozszalał się na dobre i wciąż przybierał na sile. Zapowiada się ciężka burzliwa noc. Kapitan upewnia się, czy wszystkie klapy od ładowni i zejściówki są mocno zabezpieczone płótnem i deskami. O 8 wieczorem, kiedy pierwsza wachta przychodzi na służbię, sztorm jest już w pełni. Podczas rutynowego sondowania zęzy okazało się, że gwałtownie przybyło w niej wody. Natychmiast wszyscy nawet ci wolni od wachty przystąpili do pompowania. Podczas pracy jedna z pomp ulega uszkodzeniu. Pierwszy oficer próbuje ją zreperować, ale w ciemnościach i na ciągle zalewanym falami pokładzie było to niemożliwe. Kapitan prawdopodobnie wydaje polecenie zmiany kursu.
Piec kuchenny na XIX wiecznym żaglowcu |
Ciężki żeliwny piec w kambuzie oderwał się od podłogi i zaczął się niebezpiecznie kiwać. Zamocowano go prowizorycznie, z naprawą postanowiono poczekać do czasu gdy poprawi się pogoda. Wydało się to kapitanowi dziwne bo statek przeszedł główny remont kilka tygodni temu i wszystko było w porządku .
O siódmej wieczorem, mimo zredukowanych żagli, statek zwiększa swoją prędkość do dziewięciu węzłów. Sztorm rozszalał się na dobre i wciąż przybierał na sile. Zapowiada się ciężka burzliwa noc. Kapitan upewnia się, czy wszystkie klapy od ładowni i zejściówki są mocno zabezpieczone płótnem i deskami. O 8 wieczorem, kiedy pierwsza wachta przychodzi na służbię, sztorm jest już w pełni. Podczas rutynowego sondowania zęzy okazało się, że gwałtownie przybyło w niej wody. Natychmiast wszyscy nawet ci wolni od wachty przystąpili do pompowania. Podczas pracy jedna z pomp ulega uszkodzeniu. Pierwszy oficer próbuje ją zreperować, ale w ciemnościach i na ciągle zalewanym falami pokładzie było to niemożliwe. Kapitan prawdopodobnie wydaje polecenie zmiany kursu.
25 listopada o godzinie 5
rano zapisano w dziennik pokładowym "osiągnęliśmy wyspę Saint Mary, mając
ją w namiarze ESE." ( W tym czasie wyspa Santa Maria była znana, jako
Saint Mary.) Zastanawiającym jest to, że „Mary Celeste” znalazła się w tak niekorzystnej
pozycji w stosunku do wyspy. Cieśnina Gibraltarską, leży na szerokości
geograficznej o sześćdziesiąt mil na południe od obecnego położenia statku; w
związku z tym, najkrótsza i zarazem najbardziej bezpośrednia droga na Morze
Śródziemne prowadzi na południe od Santa Maria. Dlaczego kapitan Briggs skierował brygantynę na
północ od wyspy?.
Powodów mogło być wiele,
ale najbardziej prawdopodobnym była potrzeba schronienia się na zawietrznym brzegu
Saint Mary, by na spokojnej wodzie dokonać naprawy pompy i uszkodzonego pieca.
A noże córka kapitana, Sophia, była chory i płakała całą noc? To spokojne do tej
pory dziecko ostatniej nocy trwożliwie tuliło się do matki. Może obiecał żonie przerwę w żegludze i odpoczynek od
wzburzonego morza? Może załoga domagała się gorącego jedzenia? Morze było przecież wzburzone
przez całą podróż a już na pewno przez ostatnich kilka dni kucharz nie był w
stanie rozpalić pieca.
Następny wpis w dzienniku
okrętowym pochodzi z godziny 8 rano, kiedy „Mary Celeste” przepływa w odległości
6 mil od Ponta Cabrasante cypla położonego na północno-zachodnim krańcu wyspy. Osłonięci od sztormowej fali przy gasnącym
wietrze załoga przystępuje do klarowania statku. Pod dowództwem kapitana
porządkują takielunek, ustawiają żagle w pozycji „dryf”, by przez kilka następnych
godzin pozostać w tym samym miejscu
osłoniętym wyspą od wzburzonego oceanu. Kucharz zabiera się do przygotowywania
tak przez wszystkich wyczekiwanego ciepłego posiłku. Ustawia uszkodzony piec, szarpiąc
się z wygiętą blachą zabezpieczającą podłogę,
szuka w schowku suchych kawałków
drewna. By dostać się do uszkodzonej pompy trzeba było otworzyć ładownie. Pierwszy oficer
polecił to Volkerowi . Ten sprawnym
ruchem toporka odrywa listwy mocujące klapę ładowni. Pierwszy do ładowni wchodzi
jego brat Boz. Silny zapach spirytusu od
razu daje się wyczuć, gryzie w gardle, szczypie w oczy.
Młody chłopak szybko wraca na pokład
chcąc zameldować o tym kapitanowi. Ale nie zdążył. Podmuch wiatru chwycił woń alkoholu i
rozniósł po całym pokładzie. Charakterystyczny
niesiony wiatrem zapach dociera przed nim do kapitana. Ten widząc czerwoną twarz
chłopaka wynurzającego się z ładowni od razu zrozumiał grożące statkowi
niebezpieczeństwo. W tym czasie kucharz kończy porządkowanie kambuza. Czajnik
z wodą stał już na kuchni suche drzazgi drewna włożone do pieca czekały na
ogień. Edward Head wyjął z blaszanego
pudełka zapałkę i miał ją już zapalić, gdy z pokładu dobiegł go krzyk kapitana.
XIX wieczny dziennik pokladowy |
– Stop, Ed, stop, nie
zapalaj ognia. Kucharz ze zdziwieniem odwraca się w kierunku wejścia i wtedy
dociera do niego silny zapach alkoholu. Zrozumiał od razu, tak jak kapitan i
inni członkowie załogi, że grozi im niebezpieczeństwo. Następnie wszystko potoczyło się w błyskawicznym
tempie.
Volker natychmiast ruszył do najbliższej łodzi
ratunkowej. Kilka zamachów toporem i łódź była wolna od mocujących ją lin.
Pierwszy oficer Albert Richardson próbował odkręcić kompas, ale zardzewiałe
śruby trzymały mocno. Próbował użyć korby, ale mosiężny naktuz się tylko
wykrzywił. Kapitan w pośpiechu zgromadził
niezbędne przybory i materiały nawigacyjne, ponaglał przy tym żonę i płaczącą córkę by jak
najszybciej wyszły z kabiny i zajeły miejsce w łodzi. Po kilku minutach
szalupa była już na wodzie. Nie było czasu do stracenia. Opary alkoholu
przenikały do wszystkich pomieszczeń, snuły się po pokładzie. Kapitan wydaje rozkaz - otwierać luki,
zejściówki, bulaje starannie uszczelniane kilka dni temu. Ale jak, bez użycia
narzędzi? Jedna iskra, jedno uderzenie metalu o metal i ……….eksplozja alkoholu
zamieni drewniany żaglowiec w pochodnię.
Pośpieszne opuszczeniu pokładu
brygantyny przez wszystkich, którzy się na niej znajdowali w obawie przed
groźba lub nawet eksplozjią oparów alkoholu - jest najbardziej przekonywującą teorią
wyjaśniająca zniknięcia załoga „Mary Celeste”. Podczas rozładunku brygantyny w
Genui stwierdzono, że w dziewięciu beczkach nie było spirytusu. Prawdopodobnie
alkohol wyciekł z tych pojemników, zamieniając się w opary, które wypełniły
pomieszczenia pod pokładem. Gdy załoga poczuła charakterystyczny zapach, kapitan
zarządził natychmiastowe otwarcie luków by przewietrzyć ładownię. Ślady tych poczynań znaleźli marynarze z „Dei
Gratia”. Eksplozja mogła nastąpić już
podczas otwierania. Nie znaleziono wprawdzie żadnych śladów pożaru, bo alkohol
w czystej postaci pali się bardzo szybko i nie pozostawia żadnych śladów
sadzy. Jeśli nie doszło do eksplozji, to
Briggs zapewne obawiał się, że do niej dojdzie i dlatego zdecydował się na
natychmiastowe opuszczenie statku wraz z całą załogą. Kazał zwodować jedną z
łodzi ratunkowych, w której wszyscy pośpiesznie zajęli miejsca. Byli
przekonani, że wietrzenie statku nie potrwa długo i nie zabrali, że sobą
żadnych zapasów. Przepełniona ludźmi szalupa została połączona ze statkiem za
pomocą fału grota*, najdłuższą liną, jaka wtedy była pod ręką. Dopiero, gdy
łódź ratunkowa oddaliła się od statku na całą długość liny stłoczeni w niej
ludzie odetchnęli z ulgą.
Przepełnioną załogą łódź pozostała za rufą Mary Celeste. |
….. Świeży podmuch wiatru wypełnił żagle. „Mary Celeste” i połączona z nią długą liną łódź zaczęła nabierać prędkości. Następny jeszcze silniejszy podmuch wiatru i na spokojnym dotychczas morzu pojawiła się fala. Nikt już nie zwracał uwagi na płacz dziecka. Marynarze zaczęli wybierać linę łączącą szalupę ze statkiem.
"Powoli, przestrzega
kapitan, lina jest zbyt cienka, może nie wytrzymać". Gdy byli już bardzo blisko i
od statku dzieliło ich tylko kilka stóp, łódź uniosła się na odbitej od
burty fali. Przez chwilę wszyscy widzieli zbawczy pokład, na którym nie było
żadnych śladów zniszczeń ani pożaru. Marynarze z łatwością pociągnęli kolejny
raz za linę. Lecz w tym momencie łódź zaczęła gwałtownie opadać. Lina napięła się , ale nikt jej nie puścił,
nie wyluzował. Przepełniona szalupa zawisła dziobem w powietrzu. Stary fał naprężył się jak struna, siknął
wodą wyciśniętą z pomiędzy pokrętek sizalu i strzelił z głuchym trzaskiem. Łódź ciężko opadła w dolinę między falami.
Przerażona załoga szalupy zobaczyła zwisający z burty kawałek zerwanej lin, liny,
która jeszcze przed chwilą łączyła ich ze statkiem. Nikt nie powiedział ani
słowa, choć wszyscy dokładnie zdawali sobie sprawę z tego, co się stało. Tylko
kapitan z bladą twarzą siedzący u steru lodzi wyszeptał przez zaciśnięte usta
"La Llorona”, tajemnicze słowo, brzmiące jak przekleństwo. Jeszcze długo ludzie ściśnięci w łodzi wpatrywali się w oddalającą rufę żaglowca,
na której widniał napis „Mary Celeste”.
Kapitan Briggs był zbyt
doświadczonym żeglarzem by mieć jakiekolwiek złudzenia, co do dalszych losów
załogi. Wiedział, że pościg wiosłowej łodzi za oddalającym się żaglowcem, nawet
przy niewielkim wietrze nie ma sensu. Jedyną
szansą na ratunek, było dotarcie od wyspy Santa Maria oddalonej o kilka mil na
zachód. Niestety układ prądów morskich i
kierunek wiatru sprawiał, że z każdą chwilą wzrastała odległość od tej wulkanicznej wyspy. Nawet przy dobrej
pogodzie, strome urwiste brzegi stanowiły poważne niebezpieczeństwo dla łodzi,
próbujących do niej dobić. Jednak dotarcie tam wydawało się jedyną szansą ratunku.
Briggs, starał sobie
przypomnieć wszystkie szczegóły z mapy, na której wykreślił dziś rano pozycję statku.
– Musimy trzymać kurs na zachód - Mówiąc to sięgnął do kieszeni kamizelki w której zawsze trzymał zegarek. Tym razem jego palce nie znalazły w niej prezentu od ojca , który dostał wiele lat temu w dniu, gdy po raz pierwszy zjawił się w domu z patentem kapitańskim . Nigdy nie rozstawał się z nim , traktował go jak amulet . Gdy trzeba było podjąć ważną decyzję, zawsze odruchowo sięgał do kieszeni kamizelki i tak długo głaskał palcem złotą kopertę zegarka, aż wydał odpowiedni rozkaz lub minęło niebezpieczeństwo grożące statkowi . W jednej chwili zdał sobie sprawę że bez kompasu, bez zegarka, z pustym horyzontem i zmieniającym się kierunkiem wiatru, trudno będzie znaleźć właściwy kierunek na morzu.
– Musimy trzymać kierunek na zachód,- powtórzył wczśniej wypowiedziane zdanie , lecz tym razem już pewnym głosem dodał – do wioseł panowie . Mimo wzburzonego morza wiosłowali równo, zmieniając się co pewien czas przy wiosłach . Gdy pod wieczór słonce zaczęło chować się za horyzontem, siedzący przy sterze Briggs rozpoczął pieśń. W rytm długich pociągnięć wioseł zaintonował dobrze mu znany psalm
– Musimy trzymać kurs na zachód - Mówiąc to sięgnął do kieszeni kamizelki w której zawsze trzymał zegarek. Tym razem jego palce nie znalazły w niej prezentu od ojca , który dostał wiele lat temu w dniu, gdy po raz pierwszy zjawił się w domu z patentem kapitańskim . Nigdy nie rozstawał się z nim , traktował go jak amulet . Gdy trzeba było podjąć ważną decyzję, zawsze odruchowo sięgał do kieszeni kamizelki i tak długo głaskał palcem złotą kopertę zegarka, aż wydał odpowiedni rozkaz lub minęło niebezpieczeństwo grożące statkowi . W jednej chwili zdał sobie sprawę że bez kompasu, bez zegarka, z pustym horyzontem i zmieniającym się kierunkiem wiatru, trudno będzie znaleźć właściwy kierunek na morzu.
– Musimy trzymać kierunek na zachód,- powtórzył wczśniej wypowiedziane zdanie , lecz tym razem już pewnym głosem dodał – do wioseł panowie . Mimo wzburzonego morza wiosłowali równo, zmieniając się co pewien czas przy wiosłach . Gdy pod wieczór słonce zaczęło chować się za horyzontem, siedzący przy sterze Briggs rozpoczął pieśń. W rytm długich pociągnięć wioseł zaintonował dobrze mu znany psalm
„Racz mnie wybawić, o
Boże; Panie, pospiesz mi na pomoc!”
Przy drugiej zwrotce wtórowali
mu już wszyscy. Śpiewali głośno tak jak by chcieli przekrzyczeć szum morza w nadzieii że Bóg ich usłyszy.
„Niech się radują i
weselą w Tobie wszyscy, co Ciebie szukają.
Niech zawsze mówią:
"Bóg jest wielki!" ci, którzy pragną Twojej pomocy.
Ja zaś ubogi jestem i
nędzny, Boże, szybko przyjdź mi z pomocą!
Tyś wspomożyciel mój i
wybawca: nie zwlekaj, o Panie!”***
* Fał Grota- Lina
służąca do podnoszenia ruchomych elementów ożaglowania, w tym wypadku głównego
żagla Grota.
** Yeggua-
zwiastun śmierci w synkretycznym kulcie afroamerykańskim pochodzenia
karaibskiego, obecny głównie na Kubie. Nazwa "santería" jest
zewnętrzna, sami wyznawcy nazywają ten kult "Regla del Ocha"
*** Psalm
70. "Krzyk rozpaczy".
Teorie i legendy.
Przez ostatnie 140 lat
ludzie różnych zawodów, wiedzy, doświadczenia morskiego i talentów próbowali
rozwiązać tę fascynującą zagadkę. W styczniu 1884 w poczytnym czasopiśmie
„Cornhill Magazine” ukazało się „Oświadczenie- J.Habaku Jephsona” ( „J. Habakuk
Jephson’s Statement”). Opowiedziana w nim historia mimo przekręcenia nazwy
statku i niewiele mająca wspólnego z faktami była tak przekonywująca, że
czytelnicy żądali wysłania ekspedycji wojskowej do Afryki by ukarać winnych
zamordowania załogi „Mary Celeste”. Na nic nie zdały się tłumaczenia redakcji,
że cały artykuł jest fikcją literacka napisaną przez poczatkującego wówczas
autora Artura Conan Doyle. Przyczyn
takiej reakcji społecznej można się doszukiwać w tym, że opowiadanie zawierało ważny
bulwersujący ówcześnie nie tylko dla społeczeństwa amerykańskiego, wątek
abolicjonizmu.
Bardzo podobny mechanizm powstawania miejskich legend i wszelkiego typu teorii spiskowych funkcjonuje do dzisiaj. Zdarzenia, zjawiska dość łatwo wytłumaczalne przez specjalistów lub ludzi mających z nimi do czynienia, na co dzień na skutek sensacyjnej interpretacji przez media stają się bardzo popularne rozbudzając przy tym podatną na wszelkiego typu sensację wyobraźnię społeczną.
Bardzo podobny mechanizm powstawania miejskich legend i wszelkiego typu teorii spiskowych funkcjonuje do dzisiaj. Zdarzenia, zjawiska dość łatwo wytłumaczalne przez specjalistów lub ludzi mających z nimi do czynienia, na co dzień na skutek sensacyjnej interpretacji przez media stają się bardzo popularne rozbudzając przy tym podatną na wszelkiego typu sensację wyobraźnię społeczną.
Wszystkie późniejsze próby wyjaśnienia zniknięcia załogi „Mary Celeste”, - od tych sensacyjnych typu „Trójkąt Bermudki”, UFO, potwory morskie w rodzaju „Kraken”, o czym świadczyć miały zadrapania na burtach statku, po te bardziej lub mniej naukowe typu podwodne trzęsienie ziemi, tajemnicze wibracje morza, grad meteorytów, zbiorowa psychoza itp. - są tylko teoriami i to bardzo trudnymi do udowodnienia.
Po zapoznaniu się z faktami prawda wydaje się być bardziej prozaiczna. Katastrofy, w tym również morskie, najczęściej są z winy człowieka, bo w relacjach z maszyną w tym wypadku statkiem czy przyrodą, człowiek jest zawsze najsłabszym ogniwem.
Piotr Nawrot © 2015.
Na podstawie Ustawy o
prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 r., publikator: Dz.
U. 1994, nr 24, poz. 83, tekst jednolity: Dz. U. 2006, nr 90, poz. 631 nie udzielam zgody na wykorzystywanie moich
materiałów do jakichkolwiek celów bez mojej zgody."© Copyright . All rights
reserved.
Piotr Nawrot e-mail adres nawrot@imcs.rutgers.edu
Książka jest do nabycia w księgarniach lub w wydawnictwie Papierowy Motyl
http://www.papierowymotyl.pl/
Inne strony tego samego autora, kliknii na baner "Tajemnice" http://piotrnawrot.blogspot.com/